top of page
Vladimir Milanov

Misterium Mortis Dagmary Malinowskiej

Na marginesie CracowFashionWeek (wystawa „MAGMA 69”, cykl „Płody”. Club Stakkato, Kraków, 27 marca 2022 r.)


Motto: Narodziny kopulacja śmierć To wszystko wszystko wszystko Narodziny kopulacja śmierć. T. S. Eliot: Sweeney Agonistes (1932). (tłum. J. M. Rymkiewicz)



Czy trzeba być naprawdę odważnym, aby w obecnym czasie wojny i zarazy przywoływać tematy iście apokaliptyczne, tanatyczne?

Dagmara Malinowska, młoda absolwentka Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Rzeźby w Krakowie, w ramach CracowFashionWeek zaprezentowała, paradoksalnie, cykl pięciu obrazów pt. „Płody”, metalową trumnę, rzeźbę „Magma”, obraz olejny „Relation”, rysunek z cyklu „4 twarze” oraz performance „Negatyw”.


Sztuka Malinowskiej wpisuje się w znany od co najmniej średniowiecza, a zwłaszcza wyeksponowany w baroku, motyw teatru śmierci (por. castrum doloris, portrety trumienne, dance macabre itp.). Artystka odważnie epatuje tematem śmierci, który mógłby spowszechnieć w dobie zarazy i wojny, kiedy widz jest już zmęczony nieustannymi informacjami o zgonach, żyjąc w świecie-hipermarkecie, jak się zdawało, nieczuły na sprawy ostateczne wobec baumanowskiego „aktu zniknięcia śmierci” [1] (który notabene okazał się mrzonką marksistowsko ukąszonego, UB-eckiego socjologa). Śmierć nie zniknęła. „Panna Kostusia” z moralitetu Hilariona Fałęckiego POWRACA! [2]


„Mieszkaniem” owej „Smutnej Panienki” jest w Misterium Mortis Malinowskiej metalowo-kryształowa trumna zawieszona na łańcuchach u powały młodzieżowego klubu. Oto stajemy wprost z alegorią Śmierci. Trumna jest lustrem, w którym odbija się nasza kruchość. Widz ogląda swoje odbicie w krzywych zwierciadłach trumiennego wieka nie z dołu, jak na katafalku, ale z góry, zadzierając głowę, zmuszony jest niejako do wertykalizmu. Spogląda więc w „niebo, w górę”. Dostrzega, że tych odbić jest kilka. Refleksję swą dookreśla przypuszczeniem, że tak samo odbija się klika istnień w kole samsary, stanowiąc predylekcję do rozważań na temat reinkarnacji i metempsychozy. (Metafora trumny ma też autopsychologiczne znaczenie. Artystka bowiem otwierając wystawę, stwierdziła wprost, że „W tej trumnie pochowała wszystkie swoje traumy z okresu dzieciństwa i studiów”). Sztuka Malinowskiej, wyzbywszy się konfesyjnych konotacji, takowe ewokuje, aczkolwiek stając ponad religijnymi dogmatami i „prawdami”. I to świadczy o jej uniwersalizmie.


Zastosowany celowo zabieg swoistej gry, (nie?)wypowiedzenia prawd ostatecznych explicite, to modus istnienia w sztuce, a także w świecie. Alegoria śmierci uruchamia cały świat, całą wartość istnienia ludzkości. Tanatyczne rekwizyty (poza trumną stanowią je obrazy posekcyjnych wypreparowanych płodów ludzkich zanurzonych w formalinie, będących pokłosiem peregrynacji po krakowskim uniwersyteckim Theatrum Anatomicum) osadzają przekaz artystki w pozaegzystencjalnej konkretności. To od kierunku wymiany znaczeń zależy dalszy byt dzieła. Zauważmy, iż zestawienie umarłych kadłubowych płodów (z odciętymi kończynami i wyraźnie wyeksponowanymi genitaliami, nabrzmiałej moszny i penisa) z wiekiem trumny pozwala na zakotwiczenie sceny ludzkiego dramatu w kontekście kształtowania i budowania bardzo pojemnej topiki mortualnej. Mam na myśli tworzenie metafory skupiającej w sobie nie tylko rolę i funkcję zreifikowanych płodów, rekwizytów trumiennych, ale przede wszystkim głębokiej, barokowej wręcz, jak się rzekło, proweniencji – topiki wanitatywnej.



Rekurencyjne obrazowanie ludzkiego Losu, w którym zwycięża zawsze pewna śmierć, to dla artystów, jak i odbiorców sztuki funeralnej, najprostsza formuła wyobrażająca własne doświadczenie kresu ludzkiej egzystencji. Śmierć „przewraca kolebkę i rozrywa łoże”, uderza o ziemię zwierciadłem zmysłów tak, jak barokowym intermedium, „że się [...] rozpierzchło: dusza od ciała, słuch od uszu, widzenie od oczu”[3]. W głębi tego doznania czai się „melancholija zbawienna”, a może raczej myśl o hazardzie życia, w którym włącza się do gry – rzeczowa i bezlitosna – owa, przetransponowana w performance „Negatyw”, „Panna Kostusia”, co za pomocą katafalkowej scenerii przywołuje iście mrożkowskiego „posępnego anioła boskiej abstrakcji”. Artystka wraz z całym sztafażem topiki mortualnej w tanecznym makabrycznym rytmie dotyka nas wszystkich i zaprasza do kręgu. Oblepiając żywą aktorkę warstwą gipsu, pozostawia swoiste „corpus delicti”, ślad istnienia zastygły w beznamiętną formę, bryłę, stanowiąca „negatyw”, odbicie życia przetransponowane w śmiertelną rzecz i rozłożyste łono oraz masywne, grube uda, jako żywo przypominające wapienne figurki „Wenus z Willendorfu” z epoki górnego paleolitu. Śmierć zatem u Malinowskiej nie jedno ma imię: jest naturalna, zaaranżowana, wręcz sprowokowana, ubiera się jak u autora Tanga we „wspaniałą formę” („Śmierć to wspaniała forma!” – rzece bohater sztuki, Artur).



W świecie aksjologicznie trwałym, jaki odzwierciedlała sztuka klasyczna, przekroczenie normy, przekroczenie sfery sacrum zawsze wiązało się z ostracyzmem, groźbą unicestwienia. Zarazem też śmierć spełniała funkcję katarktyczną, dzięki niej powracały też uprzednio zmącone normy i wartości. W świecie antycznym śmierć posiadała wymiar sakralny i łączyła w sobie elementy boskiego i ludzkiego porządku. Gdy ludzki porządek został zburzony, o utraconych wartościach przypominał porządek boski wyobrażony w postaci wszechwładnego Fatum. Śmierć zatem łączyła w sobie formę i treść – formę rozumianą jako wpisane w sztukę przeżycie metafizyczne, które stanowiło treść. „Na gruncie religii, sztuki i filozofii – pisał L. Sokół – człowiek obcował z metafizyką, przeżywał, bądź próbował ująć w system pojęć [...] Tajemnicę Istnienia. Doznawał Tajemnicy i dawał jej wyraz; jeśli był artystą, dawał wyraz Tajemnicy w sztuce czystej, zwanej przez Witkacego, sztuką Czystej Formy”[4].

Przeżycie matafizyczne, owe Kołakowskiego horror metaphisicus, nawiązanie do Witkacego w sztuce Malinowskiej nie jest wyraźne, choć monochromatyczne malunki płodów, na zasadzie à rebours odwołują się do narkotycznych wizji artysty czy Kantorowskich rekwizytów „Teatru śmierci”. W trzeciej części Trylogii tanatycznej Teatru Absurdu pisałem, iż „…teoria Witkacego głosiła, że sztuka posiada istotę formalną i oddziałuje jako forma. Cel metafizyczny sztuki zostaje więc spełniony, jeśli odbiorca za sprawą dzieła przeżyje tajemniczy fakt, że dane dzieło sztuki oraz on sam jako indywiduum jest Jednością w Wielości. Jednak intensywność owego przeżycia metafizycznego słabnie wraz z technicyzacją, aby w końcu zniknąć. Zdolność do przeżywania Tajemnicy Istnienia przejmuje masa, która wchłania jednostkę, wyjaławiając ludzi z owego przeżycia. Wizja Witkacego miała wymiar katastroficzny i apokaliptyczny. Autor Szewców widział nieuchronny kres i zagładę tak pojętego humanizmu. Jedynym rozwiązaniem jest powrót do religii, wygasłych mitów i wierzeń. Jeśli zaś to nie wystarcza, to pozostaje – jakby to powiedział Mrożek – Śmierć – zachowująca rudymenty przeżycia mistycznego i metafizycznego. Śmierć bowiem pozwala przeżyć Tajemnicę Istnienia. Ale przeżycie tego rodzaju ma zapewnić tylko wtedy, gdy zostanie uwolniona od treści – życiowego balastu”[5].


Na zdjęciach: Dagmara Malinowska.


Spójrzmy zatem raz jeszcze na obrazy Śmierci w sztuce Malinowskiej: wypreparowane płody ludzkie z wyeksponowanymi męskimi genitaliami, wieko trumny zawieszone u powały, które także w odwrotnym porządku znaczeniowym stanowi metaforę kolebki (jak w prawosławnej sztuce ikonicznej) i pozostały po performance gipsowy, kadłubowy odlew ciała korpulentnej aktorki. Oto alegoryczne przedstawienie dwóch aspektów życia: mortis i amoris, sacrum i profanum. Odlew kobiety o bardzo wydatnym, rozrośniętym brzuchu i krótkich nogach o silnie rozwiniętych udach, to atrybuty płodności kobiety-matki. Płody zaś to efekt naturalnej inklinacji gatunku homo sapiens sapiens do prokreacji. Rodząc się zatem, umieramy. To metafora stara jak sztuka, filozofia można rzec. Oto odwieczny grzech urodzenia się, tak jak u Calderona de la Barci: „Pues el delito mayor. Del hombre es haber nacido”[6], czy u Samuela Becketta w późnej miniaturze Partia solowa – „Birth was the death of him” ( z ang. „Urodził się i to go zgubiło”), a wcześniej w Królu Edypie Sofoklesa (chór wypowiada znamienne słowa: „Nie ma drogi dla śmiertelnych, by uniknąć nieszczęścia losu – nie urodzić się, człowieku, to najwyższe, największe słowo”).



W sztuce Malinowskiej pobrzmiewa echo antynatalizmu. Wizerunek wypreparowanego płodu to nie tylko obrazowe zanegowanie popularnego postulatu prokreacyjnego, które ubrałem w rym: „Wyszło Szydło z wora – dało pincet na bachora. Z prokreacji wyszły nici – naród nie używa w tym celu rzyci”. Śmierć i narodziny w żadnym razie nie zmieniają rzeczywistości i niczego nie zbawiają. Śmierć została zdesakralizowana, odebrano jej pierwotną wartość. Ale pierwotnym doświadczeniem człowieka jest właśnie tęsknota za utraconą formą, którą właśnie śmierć ewokuje. Sztukę Śmierci Malinowskiej można nazwać „ekstrawagancją”, uobecnioną pornografią śmierci. G. Gorer w 1955 roku opublikował swój słynny artykuł Pornography of Death [7], w którym wykazał, że śmierć stała się czymś wstydliwym i zakazanym jak seks w epoce wiktoriańskiej, którego miejsce zajęła. Jeden zakaz zastąpiono zatem innym. Konstatacje Gorera mówią o fakcie oddalenia śmierci: nie jesteśmy obecni przy łożu śmierci, pogrzeb przestał być uroczystością rodzinną. Gorer mówi także o niestosowności w nowoczesnym społeczeństwie, wywołującej zażenowanie, śmierci i żałobie. Postawa ta wynika najczęściej z obawy przed wciągnięciem w nieprzyjemne emocje. Jedyną godną postawą jest postawa: keep busy. Malinowska nie boi się śmierci. Prowokuje sztuką funeralną, z całą mocą ewokując postulat: Memento Mori! A to zadatek szczęścia, wszak jak twierdził Marek Aureliusz: „Być szczęśliwym, to nie bać się śmierci, ani też jej nie pragnąć!”. Pamięć o znikomości ludzkiego istnienia domaga się tego, co Gorer próbował zdiagnozować, pisząc, iż seks stał się „wymawialny”, zaś śmierć „niewymawialna”. Malinowska twierdzi zaś, że śmierć jest „obrazowalna”, tak samo jak płody – „produkty seksu” są mortualne.


Zniesienie żałoby i nie przyjęcie faktu śmierci jest skutkiem bezlitosnego przymusu społeczeństwa, które nie chce uczestniczyć w przeżyciach związanych ze śmiercią i umieraniem. Malinowska nie odrzuca Śmierci, swoją kontrowersyjną i wzbudzająca nieraz skrajne emocje sztuką wpisuje się w wymiar sztuki zaangażowanej, apelatywnej. Bywa jednak i tak, że często czujemy litość dla autora zagubionego w poszukiwaniach sensu egzystencji. Jednakowoż, gdy stajemy oko w oko z tajemnicą śmierci, Misterium Mortis, destrukcją ciała, nie tylko że doznajemy wstrząsu metafizycznego, ale naszą refleksję kierujemy ku sprawom ostatecznym, można rzec fundamentalnym.


Tak oto, przeżuwając swoje medialne, fejsbukowe idiotyczne papki, zwykli zjadacze hamburgerów, maniakalnie powtarzający jak bioautomaty: „Super, mega, masakra”, zostają ponownie przywołani do porządku. I jest to porządek ostateczny. Trzeba jednak uważać, aby w kloace nowości, szokując widza i pragnąc być dostrzeżonym, nie zejść do kanałów biegnących pod rynsztokami. Dobrze, że CracowFashionWeek w Krakowie, skądinąd tydzień mody, blichtru, fatałaszków, został „ubogacony” o ów wymiar transcendentalny. Od sposobu bowiem naszego odniesienia do Transcendencji, Misterium Mortis zależy kondycja ludzka. Banalizując śmierć, przyzwalamy na mordowanie, historia ludzkości bowiem pełna jest zbrodni. Nastał czas, aby konsumpcjonizm odbił się czkawką, a sprzeciw artystki wobec aktu narodzin, wydobył najcenniejszą prawdę i lekcję o znikomości ludzkiego istnienia. Jedną z prawd wydobywającą się z wystawy Malinowskiej jest także i ta nawiązująca do buddyjskich Czterech Szlachetnych Prawd, iż człowiek płodząc dzieci staje się przyczyną starości i śmierci. Zdając sobie sprawę z tego, jakie cierpienie może spowodować poprzez swój czyn, powinien powstrzymać się od prokreacji, kładąc kres starzeniu się i umieraniu. Stąd już tylko krok do wieczności… i platońskiego bytowania w sferze czystych idei, niespłodzonych i niesprowadzonych na ten „padół łez”.


NOTA O AUTORZE: DARIUSZ PIOTR KLIMCZAK (ur. 1973) – doktor nauk hum. UJ, dramolog, filozof, literaturoznawca, antropolog kultury i pedagog, tanatolog, wydawca, prezes Fundacji „Maximum”, certyfikowany Project-Manager (PRINCE2®) i ambasador projektów (m.in. z POKL, MPiPS, MKiDzN, UMWM, EACEA etc.), doktoryzował się na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, odbył studia podyplomowe z zarządzania projektami na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie; członek Związku Literatów Polskich, Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, International Association of Theatre ASSITEJ; wykładał wiedzę o teatrze, dramę, podstawy wiedzy o literaturze i sztuce na Wydziale Filozoficznym w Zakładzie Pedagogiki Kultury UJ oraz Instytucie Filologii Polskiej Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Publikuje na łamach wielu czasopism („Colloquia Communia”, „Collouia Litteraria”, „Przestrzenie Teorii”, „Studia Philosophica”, „Topos”, „Pedagogika Kultury”, „Barbarzyńca” etc.). Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wydał m.in.: Śmiertelnicy. Teatr Absurdu Samuela Becketta w przestrzeni Misterium Mortis, NCK, Wyd. „Maximum”, Kraków – Warszawa 2006, Mistyka błękitu. Eugenio Ionesco dramatyczna eschatologia absurdu, 2008; Tango śmierci. Sławomira Mrożka rzeczy ostateczne, 2010; Jesteśmy. Aktywizacja twórcza i społeczna osób z zaburzeniami…, Kraków 2013. Zajmuje się badaniem motywów śmierci w filozofii, literaturze i sztuce.


Zdjęcia moje, tekst Dariusz Piotr Klimczak.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

1 Zob. Z. B a u m a n, Śmierć i nieśmiertelność. O wielości i strategii życia, tłum. N. Leśniewski, Warszawa 1998.


2 Ojciec Hilarion w Wojsku serdecznych nowo rekrutowanych na większą chwałę Boską afektów… pisał wprost: „[…] życie ludzkie jest jak w karty gra. […]/ Przysiędzie się do tej gry panna Kostusia: śmierć/ Zada w ten,/ Aż już człek nie ten”. H. F a ł ę c k i, Wojsko serdecznych nowo rekrutowanych na większą chwałę Boską affektów […], Poczajów, dr. Bazylianów unitów 1739, k. 209r., cyt. za: A. Nowicka-Jeżowa, Sarmaci i śmierć, Warszawa 1992, s. 203.


3 Zob.: Nędza z Biedą, Starzec ze Śmiercią, Bigos upity odszedł od siebie, [W:] Dramaty staropolskie, t. 1, t. 2, t. 3., Warszawa 1961.


4 L. S o k ó ł, O Witkacym pokrótce, [W:] Witkacy. Teatr. Dokumentacja, Warszawa 1985.


5 D. P. Klimczak, Tango śmierci. Sławomira Mrożka rzeczy ostateczne, [t. III, Trylogia tanatyczna Teatru Absurdu], Narodowe Centrum Kultury, Instytut Wyd. „Maximum”, Kraków – Warszawa 2010, s. 66 i nn.


6 [tłum. Bo największą winą człowieka jest, że się narodził] C a l d e r ó n, Życie jest snem, cyt. wg wskazanego powyżej eseju Becketta, Patrz: Tenże, Proust, [w:] Tenże, Wierność przegranej, op. cit. s. 69.


7 G. Gorer, Pornografia śmierci, „Teksty. Teoria literatury, krytyka, interpretacja” 1979, nr 3 (45), 197-203.

28 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page